Deszczowa majówka

Sprawdziłem, kiedy był ostatni wpis. Styczeń.

Zaniedbałem tego bloga, mając świadomość, że jest spore grono osób, które interesuje się zmaganiami mojej siostry z niepełnosprawnością. Niektórzy piszą do mnie. Zaskakująco często są to osoby, których najbliżsi ucierpieli w poważnych wypadkach i próbują odnaleźć się w nowej rzeczywistości. I tu z pomocą przychodzi Internet, bo można szybko dotrzeć do kogoś, kto wcześniej znalazł się w podobnej sytuacji i najważniejsze, że po drugiej stronie łącza jest prawdziwy człowiek i chęć pomocy. Wtedy najczęściej po prostu podaję telefon do Mamy i zdarza się, że potem mamy okazję spotkać się z tymi osobami w rzeczywistym świecie.

W dniu wypadku Pauliny wszyscy jej dziadkowie żyli i cieszyli się niezłym zdrowiem. Babcia Weronika była wyraźnie załamana wypadkiem, wkrótce podupadła na zdrowiu. Ilekroć się widzieliśmy wzruszała się i mówiła, że ciągle się modli za Paulinę. Latem 2010 w wyniku udaru trafiła do szpitala w Białymstoku. Po przeciwnej stronie ulicy w szpitalu dziecięcym leżała Paulina, nadal w stanie wegetatywnym. Babcia odeszła na początku września, a w tych samych dniach Paulina odzyskała świadomość.

W styczniu tego roku zmarł dziadek Henryk, a w marcu dziadek Edward. Paulina w żadnym z tych pogrzebów nie mogła wziąć udziału.

Większość wydarzeń w życiu Pauliny i jej najbliższych od początku tego roku była raczej przygnębiająca, stąd nie bardzo miałem o czym pisać. Od października toczy się proces w sądzie, od którego mi wypadło sporo włosów z głowy, a Tata nawet posiwiał. Gdyby wsłuchać się w słowa obrońców oskarżonych i niektórych świadków, można by dojść do wniosku, że „utonęła to utonęła, po co drążyć temat”. I to jest niezwykle przygnębiające, a dodatkowo zabiera nerwy i zdrowie.

Mimo to wybrałem się całą rodziną do Krakowa na tzw. łikend majowy. Deszczowa pogoda zatrzymała nas w ciasnym mieszkaniu, ale w końcu udało się wyrwać na kilka godzin na miasto. Z tych kilku godzin na zwiedzaniu spędziliśmy może godzinę, przez resztę czasu chowając się przed deszczem. Z trudem ale udało się zahaczyć o Wawel, ale nic poza tym.

Wkrótce wybieram się do Krakowa. Spróbuję jakoś udokumentować postępy w rehabilitacji, tutaj – całe szczęście – idzie do przodu.