Chatka na kurzej łapce

Pobyt w Truskawcu minął półmetek kilka dni temu. Zastanawiacie się pewnie, dlaczego nie ma zdjęć, skoro marcowy wyjazd na Ukrainę dokumentowany był na bieżąco. Tak się składa, że ja nie pojechałem. Zostałem w Krakowie by złapać najbliższy pociąg do Warszawy.

Rodzice wprawdzie mają aparat i nawet robili zdjęcia, jednak nie mają kabelka. Czyli tego, czego z reguły się zapomina.

Paulina ma podobny zestaw zajęć jak w marcu, tylko powiększony. Więcej było ćwiczeń z Marianem (zwanych tam „fizkulturą”), który i tym razem nie zamierzał oszczędzać Pauliny. Do tego doszły jeszcze ćwiczenia na ruchomość stawów. No i dodatkowy masaż twarzy.

Czyli podsumowując – rowerki (zwane fachowo rotorami, nie są to w zasadzie rowerki, żebyście sobie nie pomyśleli, że Paula jeździ na rowerze ; ) ), gry komputerowe (Nintendo Wii oraz specjalna gra ze specjalnym manipulatorem specjalnie na potrzeby Kliniki, można wcielić się w pszczołę albo w walecznego kozaka), masaż (do tego refleksoterapia, rozgrzewanie i dość ciekawy zabieg, który jednak trudno opisać), gimnastyka („fizkultura” z Marianem), masaż twarzy. Chyba niczego nie pominąłem.

Paulina była w weekend na wycieczce w miasto. Po drodze do rynku wyprawa zatrzymała się obok autentycznej chatki na kurzej łapce (gwoli ścisłości to wyglądało jak niedźwiedzia łapka, i to nawet dwie) na lody.

Mam tu archiwalne zdjęcia tego obiektu:

W piątek około północy Paulina wyjedzie pociągiem w drogę powrotną. Głodne pluskwy zapewne jej nie oszczędzą, za to nad ranem będzie już w Krakowie. Miejmy nadzieję, że problemów z biletami już nie będzie.