Wyjazd o 5 rano samochodem, potem pociąg z Warszawy o 8.24, a potem problem, bo okazało się, że kasjerka PKP sprzedała mi bilet z Warszawy do Krakowa na 30 lipca, a bilet z Krakowa do Lwowa na 30 czerwca. Nerwy były przeogromne. Mam sobie tylko do zarzucenia, że nie wczytałem się dokładnie w treść wszystkich biletów, jednak kupując je przedstawiałem kartkę z rozpisanymi terminami i pociągami. Niestety ponieważ na pomyłkę kasjera nałożyło się moje gapiostwo, wyegzekwowanie pieniędzy za bilety od PKP będzie zapewne bardzo trudne.
Sympatycznym konduktorom udało się wysupłać cały przedział w sąsiednim wagonie i o 12.56 Paulina wyjechała na Wschód. Po drodze czekał ją i rodziców postój w Przemyślu z kontrolą paszportową i celną i w końcu około północy z 30 na 31 lipca wysiedli we Lwowie, dokąd z Truskawca przyjechał po nich samochód kliniki. Ostatni etap potrwał około godziny i około pierwszej w nocy naszego czasu Paulina dotarła do kliniki.
Dzisiaj głównie odpoczywa. W pociągu coś ją pogryzło, prawdopodobnie pluskwy, po śniadaniu jeszcze odsypiała podróż ( w sumie ponad 20 godzin ) .
Mam nadzieję, że następny wyjazd będzie już wylotem i że remont pasa startowego we Lwowie zakończy się w terminie. Samolotem jest dużo, dużo lepiej, szybciej i bez niespodzianek w stylu nieważnych biletów czy robactwa w siedzeniach.